Pieczenie to mój najwyższy język miłości

Rodzicielstwo

Bez względu na to, co jeszcze poszło nie tak, zawsze mogłem dać moim dzieciom ciasteczka.

  Rodzina gotuje świąteczne ciasteczka w kuchni. Maria Korneeva/Moment/Getty Images

Kiedy moje dzieci były młodsze, cały czas piekłam, do tego stopnia, że ​​zawsze kończył mi się sztuczny ekstrakt waniliowy. Nie dlatego, że jestem szczególnie wymyślnym, czy nawet wyjątkowo utalentowanym szefem kuchni. Jestem zadowalająco przeciętny. To dlatego, że ciasteczka były moim sposobem na przetrwanie jako mama.

Zawsze trzymałam się podstaw, takich jak kawałki czekolady, masło orzechowe czy rodzynki owsiane, nie tylko dlatego, że tak lubili moi czterej chłopcy, ale także dlatego, że składniki były tanie. Były zawsze pod ręką, z wyjątkiem tego nieznośnego, zapomnianego ekstraktu waniliowego. Jajka, mąka, cukier, proszek do pieczenia, masło, jeśli moje konto pozwalało i margaryna, jeśli nie. Kiedy przechodziliśmy przez wiele chudych miesięcy, trzymałam się ciasteczek owsianych, ponieważ w rzeczywistości były lepiej zrobione z margaryną, a także udawały zdrowy wybór.

Ciasteczka nie były codziennością w naszym domu, ale zdarzały się co tydzień. W deszczowe dni, kiedy moje dzieci musiały wracać ze szkoły pieszo, bo nie mieliśmy samochodu, piekłam ciasteczka. Kiedy czułam w kościach, że brakuje im czegoś istotnego, co powinnam im zapewnić, upiekłam im ciasteczka. Wypełniłam nasz dom zapachem czekolady, masła orzechowego czy rodzynków owsianych i ciepłem, a może przede wszystkim ciepłem. W zimnych i mokrych miesiącach listopada i grudnia w naszym domu nigdy nie było wystarczająco ciepło. Każde pociągnięcie nosem moich chłopców, za każdym razem, gdy dotykałem ich zimnych policzków lub palców u nóg, przytłaczało mnie poczucie winy, że nie jestem w stanie nadążyć za rachunkami za ogrzewanie. I tak nagrzałam piekarnik przy lekko uchylonych drzwiczkach. I tak zmiękczyłam masło, jajka włożyłam do gorącej wody, żeby osiągnęły temperaturę pokojową. Założyłem fartuch. Zapytałem: „Kto chce ciasteczka?” Za każdym razem zachwycało mnie to, jak bardzo byli podekscytowani, gdy dostali ode mnie ciasteczka. Jak bardzo docenili ten mały gest, te słodkie przeprosiny za wszystkie sposoby, w jakie czułem, że ich zawiodłem. Zawsze mi wybaczali i zawsze chcieli moje ciasteczka.

Upiekłam ciasteczka, żeby pomóc im poczuć się normalnie, abyśmy mogli czuć się normalnie jako samotni rodzice, żyjący zawsze na granicy ubóstwa. Upiekłam ciasteczka dla ich klasy, ponieważ widok ich dumnie niosących puszkę ciasteczek, z ich prostymi ramionami wysoko wzniesionymi i dumnymi pod plecakami, napełnił mnie swego rodzaju egoistycznym spokojem. Oto, jak się czują dobrze, oto jak czują się widziani, cali i normalni. To musiały być dzieci, które były hojne. To muszą być dzieci z ciasteczkami.

Podobnie było, gdy przyszli ich przyjaciele. Odwróciłam uwagę tych małych gości, odciągnęłam ich wzrok od naszego maleńkiego wynajętego domku, wytartych dywaników i zbyt zimnej kuchni z talerzami ciepłych ciasteczek. Mój najstarszy syn, ten poważny, ze słodką twarzą i zmarszczonymi brwiami, zawsze sprawiał wrażenie, jakby mu ulżyło, gdy zobaczył ten talerz. Zawsze martwił się, że jego przyjaciele mogą zauważyć, że było nas pięciu w miejscu, które prawdopodobnie było przeznaczone dla dwóch lub trzech osób. Albo że nigdy nie mieliśmy samochodu, pieniędzy ani nowych płaszczy. Spojrzał na mnie, kiedy podawałam mu talerz, i zrozumiał, czym naprawdę były te ciasteczka. Coś w rodzaju desperackiej miłości do niego, jego braci i nas jako rodziny. Obietnica, że ​​będziemy się dalej starać, żeby było lepiej. Oferta komfortu.

Nasz rytuał ciasteczek zmieniał się na przestrzeni lat. Już jako mali chłopcy prosili o rozbicie jajek, uformowanie z ciasta kształtów lub dodanie posypki. Włączyli światło w piecu i usiedli ze skrzyżowanymi nogami przed jego ciepłem, aby patrzeć, jak ich ciasteczka puchną i nabierają kształtu, wołając „to jest moje” i licząc je, aby zobaczyć, ile dni ciasteczka będą musiały wyglądać naprzód do.

Jako starsi chłopcy zjadali je garściami, zanim jeszcze trafiły do ​​słoika z ciasteczkami. Nie patrzy na mnie, ze słuchawkami w uszach, po prostu je. Jako mężczyźni proszą mnie, abym przyniosła im ciasteczka, kiedy ich odwiedzam. Wszyscy mają swoich ulubieńców. Nie chcą się już nimi dzielić, z nikim. Wiedzą, ile dla mnie znaczą te ciasteczka, i nie muszą o tym rozmawiać. Wybaczają mi. Ze sztuczną wanilią lub bez.

Jen McGuire jest współautorem Romper i Scary Mommy. Mieszka w Kanadzie z czterema chłopcami i prowadzi warsztaty z pisania o życiu, podczas których na każdych zajęciach ktoś płacze. Kiedy nie podróżuje tak często, jak to możliwe, stara się organizować z sąsiadami przyjęcia z ciastami i karaoke na świeżym powietrzu. Co najmniej raz zaśpiewa piosenkę Cher „If I Could Turn Back Time”, ale jest otwarta na prośby.

Podziel Się Z Przyjaciółmi: